Świat zwierzęcy to jedna z wielu rzeczy na tym świecie, które mocno podziwiam. Uwielbiam przyjrzeć się czasem wszechobecnej przyrodzie i poobserwować z boku wszelkie jej zachowania. Od wielu lat posiadam dwa psy i ciężko było by mi żyć bez żadnego zwierzątka. Człowiek czuje się czasem bardzo samotny i stara się dzięki nim nabrać uśmiechu, oraz ma się jakieś zajęcie. Bardzo często lubię oglądać kanały przyrodnicze, których coraz więcej na kablówce i właściciele wszelkich sieciówek widzą chyba, że jest na tego typu kanały coraz większe zapotrzebowanie, a ludzie lubią oglądać materiały tego typu. Niestety było by zbyt pięknie i kolorowo, gdy zwierzęta, owady i wszelkie żyjątka tego świata kojarzyły nam się w samych superlatywach. Niedawno miałem okazję przekonać się o tym, jak wygląda kuna, gdy po kilku nieprzespanych nocach zdecydowałem się w końcu pójść na strych i sprawdzić, co tam się dzieje i czemu zakłóca to mój spokój. Najpierw mocno bagatelizowałem sprawę, gdyż miałem dużo ważnych spraw na głowie i nie miałem niestety czasu zaprzątać sobie jej tego typu sprawami, później jednak postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Z początku wraz z dziewczyną myśleliśmy, że jest to szczur, jakaś duża mysz, lub coś w ten deseń. Stwierdziliśmy więc, że to jest po prostu nieuniknione i tego typu stworzenia zawsze wejdą jakimś cudem do piwnicy, czy na strych i walka z nimi, to walka z wiatrakami. Nawet najlepiej zabezpieczony dom i posesja nie poradzi sobie z tego typu małymi gadami, które potrafią wykorzystać chwilę i wejść do domu poprzez otwarte okna, czy drzwi, których to na chwilę nie domknęliśmy. Jak więc napisałem z początku sprawa była przez nas odkładana na później, ale dźwięk tuptania, jak to nazwała moja dziewczyna, był z nocy na noc coraz bardziej głośny i zaczęliśmy mieć obawy w temacie tego, co tak naprawdę postanowiłem się osiedlić na naszym strychu. Nadeszła więc chwila i ten wieczór, w którym udaliśmy się z kilkoma ciężkimi przedmiotami i latarkami na strych i postanowiliśmy na zawsze rozprawić się z niechcianym gościem, który lekko się rozpanoszył u nas i wprosił bez naszej zgody. Przyczailiśmy się przez godzinę w ciszy i w końcu się udało. Tuptanie kroków słychać było zawsze około godziny 22, gdy kładliśmy się powoli spać, by na drugi dzień wstać wcześniej do pracy. Wtedy też złapaliśmy podłego zwierzaka i wpadł w nasze sidła. Okazała się nią być kuna, której spodobały się na strychu nasze orzechy, łuskane na zimę i pozostawione w dużym pojemniku. Było tam też sporo innych rzeczy i zapasów na zimę, które mieliśmy zamiar wtedy zjeść. Z kuną poradziliśmy sobie na swój sposób, a dziurę przez którą wchodziła przez te wiele tygodni, postanowiliśmy zamurować. Nie wiemy nawet w jaki sposób powstała, gdyż nie było jej kilka miesięcy temu. Niestety strych nie jest miejscem, które odwiedza się codziennie po kilka razy, więc nie zauważyliśmy sprawy częściej i pozwoliliśmy się intruzowi rozgościć. Na szczęście teraz będziemy bardziej przezorni i sytuacja się już nie powtórzy.